sobota, 9 listopada 2013

Mateusz Możdżeń - syndrom Wilka.

Dzisiaj wielu ma już dosyć Możdżenia, bo jest to zawodnik irytujący i pozbawiony blasku sprzed kilkudziesięciu miesięcy. Jak tak dalej będzie to młody gracz pójdzie drogą innego słynnego wychowanka Kolejorza, Jakuba Wilka, który kiedyś miał być wzorem dla juniorów Lecha. Ostatecznie jego losy w Poznaniu potoczyły się źle i Mateusz Możdżeń zaczyna wjeżdżać na podobne tory. Bierzemy pod lupę jego dotychczasową karierę w zespole Lecha, a na koniec porównujemy go z wcześniej wymienionym Wilkiem!

Mateusz Możdżeń przyszedł do Lecha z warszawskiego Ursusa i z czasem wszedł do pierwszego składu zespołu Młodej Ekstraklasy. W 2009 roku Jacek Zieliński miał za cel wprowadzenie młodych do pierwszej kadry, więc padło m.in. właśnie na Możdżenia. Ówczesny trener Lecha zadziwił wszystkich i wprowadził młodego gracza od pierwszej minuty w prestiżowym meczu z Wisłą Kraków. Debiutant po dobrym występie został nawet włączony do jedenastki kolejki Canal Plus. W ekstraklasowym rytmie pozostał do 28. kolejki czyli meczu z Lechią Gdańsk. Ostatecznie wystąpił w 12 meczach i na koniec sezonu mógł cieszyć się z mistrzostwa.


Wszyscy liczyli na to, że młody gracz zostanie już na stałe w pierwszym zespole, ale Jacek Zieliński miał inne plany i Możdżeń sezon zaczął w ME (pomijając epizod z Dnipro). Do gry w ekstraklasie powrócił dopiero podczas meczu z Wisłą Kraków, gdzie niespodziewanie strzelił swojego pierwszego gola. Tym samym kolejny trener, którym był Bakero, widząc dobrą formę Możdżenia, wystawił go od początku spotkania z Manchesterem City, gdzie nastąpił punkt zwrotny jego kariery. Marzeniem młodego Warszawiaka było przyćmienie Davida Silvy, a ten bez zawahania to zrobił, strzelając przepiękną bramkę w okienko.


Ten moment przeważył o losach dalszej kariery Możdżenia. Do końca sezonu 2010/11 grywał w ekstraklasie z małymi przerwami na ME, ale Hiszpan prawie zawsze miał miejsce w osiemnastce dla młodego zawodnika. Jednak dopiero w kolejnym sezonie Możdżeń pokazał na co go stać i warto podkreślić, że gdyby nie jego dobra dyspozycja to być może Rumak miałby problemy z zakwalifikowaniem się do europejskich pucharów. Mateusz zagrał siedem ostatnich kolejek w pełnym wymiarze czasowym!

Niestety po udanym sezonie 2011/12 woda sodowa zbyt mocno uderzyła w gracza z Warszawy. Lokalne media nazywały go jednogłośnie "poznańskim Piszczkiem", gdyż Możdżeń ze skrzydłowego miał stać się obrońcą. Eksperyment się nie udał, gdyż do Lecha przyszedł Kebba Ceesay, a słaba dyspozycja Polaka spowodowała, że Mateusz stracił miejsce w podstawowym składzie i wspierał Lecha z ławki rezerwowych. Jedynym przebłyskiem był mecz z Widzewem Łódź, gdzie "Piszczek" otworzył wynik swoim przepięknym golem.
Aktualny sezon ponownie został rozpoczęty kiepsko i miernie, a Możdżeń otrzymywał miejsce w składzie na początku rozgrywek wyłącznie z powodu kontuzji innych graczy. Teraz jedyną nadzieją będą ogromne rotacje w składzie, gdzie zapchajdziura wszędzie się przyda. Jednak jeśli się nic nie zmieni w grze Możdżenia, to najprawdopodobniej Lech pożegna się z nim bez żalu, nie przedłużając wygasającego w czerwcu kontraktu.

Na sam koniec wrzucamy fragment wywiadu po meczu z Lechią Gdańsk (19.10.2013)
- Przy bramce Hamalainena pokazałeś, że jeszcze umiesz zagrać ciekawą, prostopadłą piłkę - zauważyli dziennikarze po meczu w Gdańsku.
- Jeszcze? Dzięki... Mówicie jakbym nie miał 22 lat, tylko 40 (śmiech). No coś tam tych umiejętności jeszcze zostało - odparł Mateusz Możdżeń.

Tu nie ma z czego się śmiać. To znaczy, że albo masz talent i go nie wykorzystujesz, albo go nigdy nie miałeś, więc jakiekolwiek przebłyski były fartem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz